KSIĄŻKA
Misja na czterech łapach - W. Bruce Cameron [KSIĄŻKA]

Artykuł niedostępny

Powiadom gdy będzie dostępny

Kategoria Amerykańska
Autor W. Bruce Cameron
Ilość stron 304
Okładka miękka
Opis "Misja na czterech łapach" to historia Baileya - uroczego psa, który po serii niefortunnych zdarzeń odchodzi z tego świata, ale zamiast trafić do psiego raju, ku swemu zdziwieniu odradza się w kolejnym wcieleniu. Od tej chwili Bailey będzie usiłował dowiedzieć się, jaki jest cel jego życiowej misji, ponieważ bez tego nie uda mu się odnaleźć wymarzonej drogi do Nieba. Ta wzruszająca książka trafi do serc wszystkich, którzy mają lub mieli kiedyś ukochanego psa.
Wszystkie psy idą do Nieba? chyba że mają niedokończone sprawy, tu na Ziemi. A niektóre z nich mają też do spełnienia ważną misję. Okazuje się, że nie tylko koty mogą żyć po kilka razy. Główny bohater książki - Bailey - to uroczy psiak, który po serii niefortunnych zdarzeń odchodzi z tego świata. Ku swemu zdziwieniu odradza się ponownie, by trafić w ręce ośmioletniego chłopca imieniem Ethan. Wkrótce stają się nierozłącznymi przyjaciółmi a Bailey dożywa szczęśliwej starości u boku chłopca w poczuciu, że spełnił swoją misję. Jednak zamiast udać się do psiego raju, Bailey przychodzi na świat ponownie w kolejnym psim wcieleniu. Czy uda mu się wreszcie odkryć, jaki jest cel jego życiowej misji? Ta wspaniała powieść o nierozerwalnej przyjaźni łączącej człowieka i psa z pewnością trafi do serc wszystkich czytelników, którzy mają lub mieli kiedyś ukochanego psa. Idąc odśnieżonym chodnikiem, spostrzegłem kilka rzeczy. Żadna z nich nie oznaczała niczego dobrego. Drzwi wejściowe były otwarte, a zapach dymu wydobywał się na zewnątrz, na mroźne nocne powietrze, przez potężne uderzenia płomieni. Pęd tego powietrza niósł ze sobą chemiczny, ostry zapach, który był dla mnie znajomy - czułem go zawsze, gdy jechaliśmy samochodem i zatrzymywaliśmy się w miejscu, gdzie Ethan lubił stać z tyłu auta z grubym, czarnym wężem w ręku. Ktoś wyszedł z domu. Początkowo sądziłem, że był to chłopiec, ale tylko do momentu, gdy postać zaczęła wytrząsać na krzaki obok domu, śmierdzący płyn z metalowego pojemnika. Wtedy poczułem znajomy zapach. To był Todd. Odszedł trzy kroki w tył, wyciągnął z kieszeni jakiś papier i podpalił go. Ogień migotał naprzeciw jego skamieniałej, pustej twarzy. Gdy rzucił płonące papiery na krzaki, pojawił się niebieski płomień, wydając trzaskający hałas. Todd mnie nie zauważył. Przyglądał się płomieniom. Nie warknąłem, nie zaszczekałem, tylko wbiegłem na chodnik w milczącej wściekłości. Skoczyłem na niego, jakbym polował na ludzi przez całe życie. Wezbrało we mnie poczucie władzy, jakbym był wodzem paczki. Niechęć, jaką żywiłem wobec ataków na ludzi, została zepchnięta na dalszy plan przez silne poczucie, że to, co robił Todd, mogło wyrządzić krzywdę chłopcu i jego rodzinie, którą miałem przecież chronić. To było moim jedynym celem. Todd krzyknął i upadł. Kopnął mnie w pysk. Chwyciłem zębami jego stopę, gryzłem ją, warcząc, podczas gdy Todd krzyczał. Jego spodnie rozdarły się i zgubił but. Poczułem smak krwi. Zaatakował mnie pięściami, ale trzymałem mocno jego kostkę, potrząsając nią, czułem, jak wgryzam się w ciało. Byłem pełen furii, całkowicie nieświadomy faktu, że w pysku czułem smak ludzkiej skóry i krwi. Nagły przenikający hałas zbił mnie z tropu. Obejrzałem się, by spojrzeć na dom, a Todd wykorzystał okazję i uwolnił swoją stopę. Budynek stał w płomieniach. Gęsty, gryzący dym wydobywał się przez drzwi wejściowe. Alarm wył niezwykle głośno, więc instynktownie oddaliłem się. Todd przystanął, a następnie, kulejąc, oddalił się tak szybko, jak mógł. Kątem oka widziałem jak odchodził, ale nie dbałem już o to. Włączyłem mój własny alarm; szczekając, próbowałem zwrócić uwagę innych na płomienie, które szybko rozprzestrzeniały się po domu i zmierzały w górę, w kierunku pokoju chłopca. Pobiegłem na tył domu, ale ze smutkiem stwierdziłem, że sterta śniegu, która pomogła mi wcześniej w ucieczce, znajdowała się po złej stronie ogrodzenia. Gdy stanąłem tam, szczekając, drzwi na taras rozsunęły się. Wybiegli przez nie tata i mama Ethana, która kasłała. - Ethan! - krzyczała. Kłęby czarnego dymu wydostawały się przez drzwi tarasowe. Mama i tata podbiegli do bramy, gdzie się na nich natknąłem. Potrącili mnie, biegnąc po śniegu przed front domu. Stali, patrząc w górę, w ciemne okno pokoju Ethana. - Ethan! - krzyczeli. - Ethan! Odbiegłem od nich i pognałem do domu, przez już otwarte tylne wejście. Rzuciłem się do środka. Feliks przebywał na tarasie, skulony pod ławką i wył na mnie, ale nie zatrzymałem się. Moje oczy i nos były pełne dymu. Po omacku pełzłem w kierunku schodów. Odgłos płomieni był tak głośny jak wiatr za oknem pędzącego samochodu. Dusił mnie dym, ale to wysoka temperatura zmusiła mnie do odwrotu. Siła ognia przypaliła mi nos i uszy. Sfrustrowany opuściłem łeb i wybiegłem z powrotem przez tylne drzwi. Zimne powietrze natychmiast ukoiło mój ból. Mama i tata wciąż krzyczeli. W domach wzdłuż ulicy zapaliły się światła. Zauważyłem jednego z sąsiadów wyglądającego przez okno i rozmawiającego przez telefon. Chłopiec wciąż nie dawał żadnego znaku życia. - Ethan! - krzyczeli rodzice. - Ethan! [Fragment książki "Misja na czterech łapach"] Do pobrania większy fragment książki: Fragment książki "Misja na czterech łapach" Patroni medialni:
EAN 9788362476220
Dział KSIĄŻKA
ISBN 978-83-62476-22-0
Autor W. Bruce Cameron
Rok wydania 2012
Ilość stron 304
Okładka miękka
Liczba nośników [1xKSIĄŻKA]